Przyjaźń nauczyciel-uczeń? Rola ucznia i nauczyciela

uczeń i nauczyciel w szkole

Przyjaźń nauczyciel-uczeń?

Gdy zamykam oczy, próbuję przypomnieć sobie moje młodzieńcze egzystowanie w szkole. Nie ma tam, pod powiekami, zbyt dużo dobrego. Nie ma przyjaźni. Ani nauczycieli, którzy byli moimi mentorami. Przyjaciółmi. Trzynaście lat. Dwie osoby życzliwe. Dużo?

Relacje ucznia i nauczyciela – czy są ważne?

Nawiązać i utrzymywać relacje w szkole łatwo. To miejsce tworzenia zespołu relacji, w miejsce starych i niepotrzebnych wytworzą się nowe i lśniące. Szkoła jest jak kombinat, który nigdy nie śpi. W kombinacie pracują nauczyciele i uczniowie. Nauczyciel najczęściej występuje z pozycji siły, demiurga rozpostartego nad tłumem. Uczeń zwykle stoi na pozycji, której nie lubi. Wycofanej, nieufnej, agresywnej, wyalienowanej, biernej. Wszyscy zainteresowani wiedzą o tym, że najistotniejsze w tych relacjach jest wzajemne poznanie i zaufanie, zrozumienie, świadczona pomoc i w końcu konstruktywne radzenie sobie z problemami. Skoro wszędzie są, to i w szkole będą.

Role ucznia i nauczyciela w szkole

Nauczyciel ma być człowiekiem-orkiestrą. Człowiekiem do wszystkiego i dla wszystkich. Ma być doskonale przygotowany do pracy, wobec tego zdecydowanie dobrze uczyć, świadomie i odpowiedzialnie wychowywać, tworzyć szkołę żywą i otwartą na otaczające go zmiany i propozycje: uczniów, rodziców, kuratoriów i ministerstwa. Powinien być osobą charyzmatyczną, kreatywną, odważną, nie tyle osobą, co osobowością o wysokiej kulturze i niezmiennie szerokich horyzontach. Wzorem. Autorytetem, nawet w dobie pogardy dla autorytetów. Ma rozbudzać zainteresowania ucznia, uczyć wartości samokształcenia, wieść go przez meandry tego, co trudne do jasnego sukcesu edukacyjnego. W swojej doskonałości nie może zapomnieć o stałym doskonaleniu się w każdym z wskazanych wyżej zakresie najlepiej na konferencjach w stolicy lub podejmując kolejne, pięcioletnie studia.

Uczeń ma być wszechstronny, przydatny w szkole, a wiedza, którą posiadł, powinna rokrocznie obficie owocować. Warto, by mógł się pochwalić sukcesami przynajmniej na szczeblu wojewódzkim. Mile widziani olimpijczycy, laureaci konkursów ogólnopolskich, międzynarodowych wymian szkolnych. Świetnie, by ten młody człowiek służył pomocą rówieśnikom, wychowawcy, innym pracownikom szkoły i mógł, po lekcjach, nauczać młodsze rodzeństwo, dla których rodzice z różnych przyczyn nie mają dość czasu. Powinien być życzliwy, dojrzały, panujący nad zbędnymi emocjami, posługujący się literacką polszczyzną. Empatyczny, otwarty na problemy Unii Europejskiej, Krajów Trzeciego Świata, mniejszości narodowych i emocjonalnie zaangażowany (taki wolontariusz bez granic). Ubrany tak, by nie zwracać uwagi otoczenia, ale zdecydowanie: schludnie i niedrogo.

Rzeczywistość systemu edukacji w Polsce

Codzienność szkolna bywa różna. Jak ludzie. Wbrew temu, co sadzą niektórzy nauczyciele: uczeń też człowiek. Wbrew temu, co sadzą niektórzy uczniowie: nauczyciele też ludzie. Dlatego uczeń, podobnie jak nauczyciel, popełnia błędy i nie jest doskonały, bo nie może taki być. Dlaczego więc, skoro wymaga się od jednych i drugich tak dużo, trudno o porozumienie tych dwóch grup w szkolnym kombinacie?

Dwa miliony przyczyn

Nikt nie jest w stanie zapisać, zaklasyfikować i opisać wszystkich przyczyn trudnych, skomplikowanych, niejednoznacznych czy zwyczajnie złych relacji nauczyciel-uczeń. Szaleńcom pragnę przypomnieć, że jakkolwiek mogą pokusić się o ich nazywanie, sprawa stracona. Syzyfowa. Beznadziejna. Donkiszoteria. Szkoła to twór, który ciągle się rozrasta i zawsze pojawi się jakieś nowe zjawisko, czynnik, człowiek. Więc może warto przyjrzeć się tylko niektórym aspektom problemu. Da się?

Żyj i pozwól żyć innym

Kiedy pokochałam swoich uczniów? Nie wtedy, gdy wpajałam im zasady funkcjonowania w szkole, Polsce, Europie i na świecie. Nie wówczas, gdy wykorzystałam każdą minutę na przekazanie im wiedzy zgodnej z podstawą programową, programem nauczania, planem pracy i własną wiedzą. Nawet nie wtedy, gdy przynosili mi kwiaty i kłaniali poza szkołą. Pokochałam ich wtedy, gdy ich zauważyłam. Poznałam nie tylko życiorysy, ale i chwile, godziny, lata, postawy, emocje, język, zainteresowania na tyle, na ile mi na to pozwolili. Nie wiem o nich wszystkiego, nigdy nie miałam takiej ambicji, by wiedzieć. O mnie oni wiedzą sporo, ale nigdy nie chcieli wiedzieć więcej. Stoczyłam niejedną batalię. Czasem nie było łatwo. Nie musiało być. Często się zastanawiam nad tym, czy kiedyś dojrzeję do tego, by niektórym z nich pozwolić mówić mi po imieniu. Wielu z nich jest przecież dorosłych i od lat nie są moimi uczniami. A przecież zbudowali mnie, wiele nauczyli, dali mnóstwo radości, ubarwili moje życie zawodowe. To chyba nie byłoby właściwe. Odrobina chłodu nikomu raczej nie zaszkodzi. Zdrowy dystans przede wszystkim. Hmm… Ale jak dystansować się wobec przyjaciół?